Czy obecną rzeczywistość można zaakceptować?

COVID-19 skonfrontował nas z lękiem o przyszłość. Psycholodzy mówią o konieczności zaakceptowania tego, że się boimy. Mówią też o nauce akceptacji w ogóle, ponieważ to ona jest miarą emocjonalnej dojrzałości. I to ona pomoże nam przejść przez pandemię.

COVID-19 skonfrontował nas z lękiem o przyszłość. Psycholodzy mówią o konieczności zaakceptowania tego, że się boimy. Mówią też o nauce akceptacji w ogóle, ponieważ to ona jest miarą emocjonalnej dojrzałości. I to ona pomoże nam przejść przez pandemię.  

Na pandemię – jej zasięg, to, ile potrwa oraz jakie przyniesie długofalowe skutki – nie mamy wpływu. Przeżywamy obecnie niepewność jutra, a niewiadoma podsyca lęk.

Raphael Cushnir jest amerykańskim pisarzem, który napisał szereg poradników sprzedających się doskonale na całym świecie być może dlatego, że uczy, jak odnaleźć spokój w każdej chwili. Pisze o tym, czerpiąc z duchowych tradycji wschodnich, ale dostosowując ich przekaz do zachodniej mentalności. Przekonuje nawet o możliwości przeżywania bezwarunkowej rozkoszy w momencie nieszczęścia.

Tłumaczy, co nas od tego oddziela: „Kiedy autentycznie odczuwamy wstręt do tego, co się wydarza, instynkt każe nam od tego uciekać jak z płonącego domu. Ale jeżeli jesteśmy w stanie zawrócić i wejść do ognia, aby wypalił nasz opór, wtedy możemy powstać z popiołów z nowym poczuciem mocy i wolności”.

Dodaje, że nasz umysł będzie dużo spokojniejszy, jeśli spodziewamy się wzlotów i upadków, czyli tego, że w życiu normą jest nadejście trudnego czasu. Dalajlama twierdzi, że dla człowieka Zachodu trudno o ducha wyrzeczenia, bo ma zbyt wiele pokus i współczesnych udogodnień. Wyrzeczenie zaś wiąże się z akceptacją. Żeby ją praktykować, potrzebne są: pokora, cierpliwość, zaufanie. Niestety, jako ludzie Zachodu nie mamy w nich biegłości.

ZAAKCEPTUJ ŻYCIE BEZ STAWIANIA WARUNKÓW

Peter Fenner książkę „Promieniujący umysł” poświęcił tematowi nieuwarunkowanej świadomości, odwołując się między innymi do zen czy buddyzmu tybetańskiego. Pisze, że to duchowe doświadczenie może pojawić się spontanicznie, bez żadnej wyraźnej przyczyny albo w wyniku jakiejś praktyki – medytacji, modlitwie, ćwiczeniom oddechowym czy psychologicznej terapii. To poziom świadomości, który na przestrzeni wieków był i jest kontemplowany, badany, doświadczany przez setki tysięcy praktykujących w różnych duchowych tradycjach.

Starania czynione w kierunku zdobycia wiedzy o tym wyzwalającym stanie świadomości na Wschodzie można porównać do poszukiwania naukowych rozwiązań na Zachodzie. Jak mówi Dalajlama – szukamy ukojenia, gdy doświadczamy cierpienia czy niepokoju, jeśli tak nie jest – trzeba cieszyć się życiem. Bo, zasadniczo najlepiej jest jeśli nic nas nie niepokoi, nie martwi, nie kłopocze. Nie zawsze jednak tak jest.

Rozwój osobisty kierujący na duchowe ścieżki prowadzi zazwyczaj do miejsca, w którym odchodzi się od kultywowania tylko pozytywnych stanów a unikania negatywnych i przechodzi do rozwijania zdolności do bycia obecnym we wszystkim, co ludzkie życie może zaoferować. Otwierając się na nieuwarunkowaną świadomość, mniej koncentrujemy się na poszukiwaniu przyjemności i unikaniu cierpienia.

Mniej identyfikujemy się z cyklem przyjemności i bólu, a bardziej jesteśmy zainteresowani odczuwaniem spokoju. Kiedy jesteśmy w nieuwarunkowanej świadomości, stopniowo zwiększamy zdolność przeżywania wszelkich doświadczeń bez strachu. Nie ma niczego do odrzucania czy unikania, ponieważ nie ma pragnienia niczego poza tym, co jest.

Wszystko, co się pojawia, zostaje bez wysiłku zaakceptowane. I nie oznacza to biernego życia, tylko wręcz przeciwnie – zwiększamy umiejętność przyswajania szerszego zakresu doświadczeń zarówno jeśli chodzi o intensywność, jak i różnorodność, ponieważ przestają nas ograniczać trudne emocje.

To właśnie dlatego, żeby ich nie czuć, unikamy niewygodnych sytuacji, a poszukujemy komfortowych. Kiedy zaczynamy odczuwać także ból i cierpienie, bo jest w nas na nie zgoda, uwalniamy je i pojawia się w nas akceptacja dla wszelkich objawów życia.

NIE WYBIERAJ ANI PRZYWIĄZANIA, ANI AWERSJI

Kiedy większość życia spędzamy, reagując na ciągle zmieniającą się rzeczywistość, zadręczamy się pytaniami typu: „Dlaczego mnie to spotkało?”, „Co jest ze mną nie tak?”, „Życie jest niesprawiedliwe”, „Nie zgadzam się”, „Nie lubię”.  Nawykowo odrzucamy – głośnych sąsiadów, jakość produktów w sklepie, źle ubraną koleżankę. Na tym właśnie się koncentrujemy.

Tymczasem negowanie wyczerpuje naszą energię, ponieważ jesteśmy zaangażowani w bitwę z rzeczywistością. A nikt nie wygrał jeszcze bitwy przeciwko temu, co jest. Tybetański lama Rinpocze mówi: „Kiedy ignorujemy chwilę obecną, są tego konsekwencje – stwarzamy cierpienie. Jeśli żyjemy tą chwilą tylko w 50 procentach, pozostałe pięćdziesiąt z pewnością sprawi nam później trudności.” Przez zaprzeczanie tracimy kontakt z nieuwarunkowaną świadomością.

Opieranie się albo kurczowe trzymanie się tego, co się wydarza, to łudzenie się, że istnieje życie lepsze od tego, w którym właśnie jesteśmy. Z punktu nieuwarunkowanej rzeczywistości nie ma niczego do odrzucania, ani niczego do chwytania. Gubi nas przywiązywanie a także awersja. 

PRZYJMIJ, ŻE CZASEM BĘDZIESZ CIERPIEĆ

Dalajlama jest zdania, że nasze poczucie szczęścia zaburza brak odporności na cierpienie, również to wiążące się z chorobą i śmiercią. Zauważa, że na Zachodzie żyjemy w przekonaniu, że w ogóle nie powinniśmy cierpieć. To donikąd nie prowadzi, bo cierpimy i prawdopodobnie będziemy cierpieć aż do śmierci.

Problemy i trudności stanowią naturalną część życia. Nie ma wątpliwości, że większość z nas będzie zmuszona pogodzić się z cierpieniem w pewnych etapach swojej egzystencji na ziemi. Tylko w pełni oświecone jednostki przestają stwarzać problemy. Reszta, czyli my, kreujemy je i dlatego zaprzeczamy istnieniu cierpienia. Boimy się, że ono przytłoczy nas i zniszczy. Tymczasem przytłoczyć nas i zniszczyć może iluzja kontrolowania życia.

Ulegając jej, zniekształcamy rzeczywistość, dokonujemy projekcji, unikamy uczuć, ludzi, miejsc, sytuacji. Unikamy doświadczeń, które zagrażają naszym preferencjom. Walczymy z problemami, żeby ich się pozbyć, odrzucamy negatywne myśli a przede wszystkim żyjemy w przeświadczeniu, że czegoś nam brakuje. I to blokuje nam doświadczenie pełnej świadomości.

Nawet nie zauważamy, że walka z problemami nie przynosi rezultatów – one i tak znowu się pojawiają. Cierpienie trwa bez przerwy, bo energia zaprzeczania i oporu zawsze zostaje zmarnowana. Źródło cierpienia leży nie w okolicznościach, ale w sprzeciwie.

Na przegraną skazana jest także strategia uniku. Unikamy, zadręczając się myślami, że coś poszło nie tak, jak miało pójść, fantazjujemy o alternatywnych okolicznościach. Unikamy, kiedy rozpraszamy się lub paraliżujemy swoje uczucia poprzez używki, media czy powierzchowne rozmowy. Osądzamy, analizujemy, interpretujemy to, co się wydarza. Kategoryzujemy, przeciwstawiamy, porównujemy. Poszukujemy rozwiązania i winowajcy naszego bólu – w sobie, w innych, w sile wyższej.

Rozcieńczamy to, co czujemy. Uspokajającymi wyjaśnieniami staramy się wywinąć od bólu i niewygody. Targujemy się albo spędzamy życie, oczekując lepszej przyszłości. Wycofujemy się albo pędzimy do przodu, kiedy najprościej jest po prostu być w miejscu. Kiedy unikamy, tworzymy napięcia – także w ciele. Czujemy się sparaliżowani albo pobudzeni.

POSZERZ RZEKĘ SWOJEGO ŻYCIA

Peter Fenner namawia do świadomego doświadczania nieuwarunkowanej rzeczywistości, pozbywając się fiksacji na swoim szczęściu, by móc odnaleźć się w stanie pozbawionym pragnień.

Chodzi o rozszerzenie zdolności do cieszenia się przyjemnościami i znoszenia bólu, ale jednocześnie odkrywając przestrzeń, która przekracza ból i przyjemność. Chodzi o to, żeby nie dać zwieść się iluzji, że potrafimy w jakiś sposób uniknąć uwarunkowania. Fenner nazywa tą praktykę „poszerzeniem rzeki życia” – w jej nurcie mamy wspaniałe okresy, kiedy życie płynie gładko i cięższe czasy, kiedy wszystko staje się trudne i przejmujące.

Ale akceptowanie cierpienia wcale nie musi oznaczać, że deklarujemy się cierpieć. Akceptujemy swoją sytuację, nie poddając się losowi. Zamiast tego pomocne jest myślenie w tym rodzaju: „Na tym etapie swojego życia cierpię od czasu do czasu. Nie czuję się zrezygnowany, bo pracuję ze swoimi reaktywnymi emocjami i z czasem ta sytuacja się zmieni. Akceptuję też fakt, że czasem jestem zrezygnowany”.

Kiedy witamy to, co jest, wysyłamy zaproszenie do nieuwarunkowanej świadomości. Akceptujemy swoje doświadczenie i okoliczności życiowe, nie w defetystyczny sposób, ale z godnością. Mówimy sobie: „Tak, mam problem i popracuję nad nim w najbardziej dojrzały i odpowiedzialny sposób”.

Nieodpowiedzialne i niedojrzałe jest przekonywanie siebie i świata, że on nie powinien się wydarzyć. Zadajemy sobie pytanie: „Co mogę z tym zrobić?” albo „Czy muszę coś z tym robić?”. Kiedy nie robimy problemu z problemu przeżywamy typowe ludzkie doświadczenie – stratę, chorobę, ból, trudności finansowe. Możemy poczuć się kompletni w chwili obecnej, nie tracąc kontaktu z rzeczywistością bez spełnienia specjalnych warunków.

Zaakceptowanie tego co jest, wymaga odwagi, kiedy pojawiają się emocjonalne reakcje. Akceptacja bowiem jest sprzeczna z tym, co robiliśmy w przeszłości i czego się nauczyliśmy. Próbując akceptować, najpierw czujemy lęk, który wynika z przekonania, że jeśli porzucimy opór, to uczucie, z którym walczymy aby go uniknąć, uzyska nad nami władzę i całkowicie nas pochłonie.

Zatem kiedy się otwieramy, akceptujemy lęk, że życie może stać się intensywne czy gorsze, a na pewno inne niż dotąd. Dojrzałość polega na przyjęciu pełnej odpowiedzialności za swoją egzystencję, łącznie z potencjalnymi lękami oraz akceptacji, że nie możemy znać ani kontrolować przyszłości.

Tak, to heroiczny czyn – przyznaje Peter Fenner – bo ryzykujemy utratę wszystkiego, do czego byliśmy przywiązani. Aby otworzyć się na to, co się wydarza, porzucamy poczucie samokontroli.

Zdaniem Riponche prawdziwa nieustraszoność polega na tym, że nie opuszczamy ani jednego momentu naszego życia, jesteśmy w nim i nie uchylamy się od konsekwencji. Nazywa to prawdziwą uczciwością.

POWIEDZ „TAK

Jednym ze sposobów rozpoczęcia praktykowania akceptacji jest mówienie „tak” w momencie, gdy chcemy powiedzieć „nie”. Lepiej powiedzieć sobie: „Ok, będę obecny w tym doświadczeniu. Nie będę starał się tego odsunąć, za tym gonić, ani o tym fantazjować. Jeśli zauważę jakieś formy ucieczki też je zaakceptuję”.

Życie w materialnym świecie ma swoje warunki, które lepiej się zgodzić, żeby nie popaść w dezorientację. Jeśli stracimy pieniądze, nie pojedziemy na wakacje, jeśli ktoś umiera, nie będziemy już cieszyć się jego obecnością. Lepiej to po prostu zaakceptować.

Może się wydawać, że nauka akceptacji wymaga od nas dużej zmiany. Nic bardziej błędnego. Kiedy pozbawiamy się oporu, nic nie musimy zmieniać. Pozbywamy się potrzeby, żeby cokolwiek było inne niż jest – nasze myśli i uczucia też.

Odpuszczamy to, co myślimy na temat wszystkiego – również tego, co się wydarza. Znajdujemy się w nieuwarunkowanej rzeczywistości i zauważamy, że przestajemy czekać na coś więcej niż jest.

W chwili, kiedy bez żadnego oporu akceptujemy to, co nam się przydarza, ból przekształca się w błogość. Tantryczny buddyzm mówi o niepodzielnej jedności błogości i pustki. Błogość pojawia się, kiedy rezygnujemy z żądań, żeby rzeczywistość była inna niż jest. Wtedy wiemy, że to, czego doświadczamy nie może być ani udoskonalone, ani popsute.

Zachodnie rozumienie słowa „błogość” może wprowadzać w błąd, bo tu nie dążymy do rozkoszy, jedząc czekoladowy mus lub leżąc na egzotycznej plaży. Błogość transcendentna różni się od zmysłowej tym, że nie ma źródła – nie pochodzi ani z zewnątrz, ani z ciała.

Jej naturą jest świadomość. Pojawia się automatycznie, kiedy uspokaja się umysł, a system nerwowy zaczyna się regenerować. Pozostawanie w swoich doświadczeniach ma uzdrawiającą moc.

redakcja insi