Kupujemy na targu cztery pomidory. Miła pani pakuje je do woreczka foliowego, który pół godziny później ląduje u nas w domu w przegródce „plastiki”. Czujemy, że zrobiliśmy coś dobrego, ponieważ nie połknie go żaden żółw morski, myląc z meduzą. Czy na pewno?
No, chyba że foliówka należy do tworzyw nienadających się do przetworzenia i jako toksyczny pył znajdzie się w powietrzu, glebie, wodzie. Jaka jest prawda o plastiku?
Można śmiało powiedzieć, że od początków cywilizacji aż do drugiej dekady XX wieku, chcąc wyprodukować jakikolwiek przedmiot, trzeba było bazować na metalach, drewnie, szkle czy ceramice. Tak naprawdę aż do lat 80. minionego wieku to właśnie te surowce były głównymi komponentami wszystkiego, co nas otaczało. Szklane butelki na mleko, drewniane okna, bawełniane obrusy, ceramiczne doniczki, lniane siatki na zakupy, jedwabne bluzki i wełniane swetry… Druga połowa XX wieku przyniosła fundamentalną zmianę w wytwarzaniu przedmiotów i urządzeń. Do gry wkroczył plastik, czyli tworzywa sztuczne. Świat momentalnie zachłysnął się tym wynalazkiem, bo możliwości, które stwarzał jako materiał, okazały się być ogromne.
Od kiedy pojawił się plastik, wiele użytkowych i produkcyjnych problemów zostało natychmiast rozwiązanych. Rdzewienie stali, kruchość szkła, problem z plastycznością metali, podatność drewna na zawilgocenie, konieczność malowania przedmiotów na wybrany kolor – te wszystkie uciążliwości, wiążące się z tradycyjnymi surowcami, odeszły w niepamięć. Tysiące możliwych kombinacji chemicznych w składach poszczególnych rodzajów plastików spowodowały, że przemysł tworzyw sztucznych bardzo szybko zaczął odpowiadać na niemal każdą potrzebę technologiczną i biznesową. Potrzeba było materiału trwałego, ale jednocześnie miękkiego, do tego w kolorze czerwonym? Proszę bardzo. Wytrzymałego na rozciąganie, a do tego niepalnego? Nie ma problemu. A może coś, co doskonale naśladuje szkło, a przy tym jest nietłukące? Ależ oczywiście. A może przydałaby się niegniotąca tkanina idealna na letnie sukienki? Jasna sprawa.
Z tworzyw sztucznych można zrobić niemal wszystko, w niemal każdym kształcie. Przemysł natychmiast podchwycił tani i wygodny plastik i dosłownie zalał nas wszystkim, co tylko można było z plastiku wykonać. Wystarczy zajrzeć do kuchni: te wszystkie sitka, lejki, pojemniki do przechowywania żywności, worki na śmieci, woreczki do lodu, obudowy drobnych sprzętów AGD… Albo do szafy ubraniowej: ogromną większość tego, co nosimy, stanowią plastikowe bluzki, spodnie i koszule – z akrylu, nylonu czy poliestru. Możemy też zerknąć do lodówki, na zamknięte w jednorazowym opakowaniu sto pięćdziesiąt gramów sera żółtego w plastrach czy kilka łyżek jogurtu owocowego. Ser i jogurt znikną w dzień czy dwa, ale opakowania po nich będą szwendać się po naszej planecie kilka kolejnych wieków.
Pojawia się pytanie: czy gdy zaczęło się to szaleństwo, ktokolwiek myślał o tym, że po użyciu dany przedmiot nie rozłoży się jeszcze przez następne pięćset lat? Tak, oczywiście. A czy się tym przejmował? Cóż, niekoniecznie. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, która została odkryta w 1997 roku (dla zobrazowania skali – jest to obszar aż pięciokrotnie większy niż powierzchnia Polski!) jest tego najlepszym dowodem. Jeśli konsumenci byli zainteresowani takimi opakowaniowymi czy ubraniowymi rozwiązaniami, biznes nie czuł się odpowiedzialny w doinformowywaniu kupujących. I produkował dalej plastikowe butelki na wodę mineralną, plastikowe zabawki i plastikowe sukienki. Tworzywa sztuczne stworzyły wielkie technologiczne możliwości. I niezrównany problem dla całego świata.
W każdym razie, ogromnie dziwi fakt, że wszyscy wydają się być zaskoczeni. To, że plastik potrzebuje setek, a czasem tysięcy lat, aby się rozłożyć, wiadomo od kiedy zaczęto go wytwarzać. W żadnym wypadku nie była żadna tajemnica czy skrzętnie skrywana wiedza, i nadal nie jest. Pomyślałby ktoś – no dobrze, ale przecież mamy recykling, więc w czym problem? Owszem, recykling istnieje, jednak jest stosowany dość marginalnie. (Znów, w razie wątpliwości, kieruję uwagę na Wielką Pacyficzną Plamę Śmieci).
Nie wszystko też do recyklingu się nadaje – na przykład taki polistyren, zwany powszechnie styropianem, nigdy nie zostanie poddany recyklingowi. Mimo że technologie przetwórstwa styropianu teoretycznie istnieją, są tak drogie, że nikt ich nie stosuje. W praktyce więc taki recykling jest niemożliwy. Każde styropianowe opakowanie, w którym weźmiemy na wynos porcję pierogów, może potencjalnie dołączyć do Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci, ewentualnie zalegać na jakimś składowisku. Albo na tajlandzkiej czy bałtyckiej plaży.
Względy estetyczne to tak naprawdę najmniejszy problem. Oprócz odrzucającego widoku góry śmieci, zniszczonych stertami nierozkładalnych śmieci cudów natury i ogólnej wizualnej katastrofy, mamy do czynienia z czymś znacznie poważniejszym: chemicznym zatruciem wody, gleby i powietrza. I brakiem pomysłu, co z tym fantem zrobić.
Weźmy na warsztat woreczek foliowy: poszliśmy na targ, poprosiliśmy o kilogram pomidorów, miła pani wybrała najładniejsze, wpakowała je do woreczka, położyła na wadze, obliczyła cenę. Pół godziny później foliówka ląduje u nas w domu w przegródce „plastiki”. Czujemy, że zrobiliśmy coś dobrego – po tym jak zupełnie bez sensu spakowaliśmy cztery pomidory do woreczka, pamiętaliśmy przecież o recyklingu, więc tej konkretnej folii nie połknie żaden żółw morski, myląc ją z meduzą. No, chyba że należy do grupy tworzyw nienadających się do ponownego przetworzenia, ale kto by się nad tym zastanawiał na targu.
W praktyce zaledwie 40 proc. opakowań foliowych trafia do ponownego przetworzenia. Jeśli nasz woreczek po pomidorach znajduje się w pozostałych 60 proc., trafi na składowisko. Tam będzie powoli rozpadał się na coraz mniejsze elementy, które w końcu w postaci toksycznego pyłu przenikną do powietrza, gleby i wody, skąd będą niemożliwe do oddzielenia. Plastik wykrywa się obecnie w deszczu, wodzie pitnej i z pozoru czystym powietrzu w chronionych rejonach.
To dobry moment, żeby przypomnieć, że tworzywa sztuczne to gałęź chemii organicznej, a konkretnie ciężkiej syntezy organicznej. Większość plastików produkuje się z ropy naftowej, którą w procesie rafinacji rozdziela się na poszczególne związki organiczne. Następnie prowadzi się proces polimeryzacji, stosując przy tym różnego rodzaju dodatkowe chemikalia, czyli zaawansowane substancje zwane modyfikatorami, dzięki którym tworzywo zyskuje pożądane właściwości użytkowe. Kiedy plastik zamienia się w pył, wszystkie te związki – z niewiadomym wpływem na nasz organizm – wdychamy i pijemy.
Co możemy zrobić? Na przykład protestować, kiedy nadgorliwy sprzedawca w ulubionym warzywniaku pakuje do folii nasze cytryny czy cukinie. Przyjmijmy też zasadę, że mamy zawsze przy sobie płócienną torbę na zakupy, na wszelki wypadek. Zawsze też miejmy kilka toreb wielorazowego użytku w samochodzie. W sklepie wybierajmy produkty pakowane w szklane pojemniki, zdecydujmy się na ser w plastrach krojony przez obsługę i pakowany w papier. Nie kupujmy też wody w plastikowych butelkach – woda kranowa w wielu miejscach doskonale nadaje się do picia, a jeśli nie, można taką wodę zagotować i przelać do dzbanka.
Zacznijmy zwracać uwagę, z jakich materiałów wykonane są nasze ubrania – one również podzielą wspomniany los woreczka foliowego po pomidorach. Wybierajmy drewniane zabawki dla dzieci. Zdecydujmy się na ceramiczne doniczki dla kwiatów, nie plastikowe. Każdy z nas może zrobić wiele. Co konkretnie? Zajrzyjmy do naszego kosza na odpady plastikowe, tam znajdziemy podpowiedź.
redakcja insi