Pogrążanie się w depresyjnym nastroju gwarantuje ci izolację, która chroni przed odrzuceniem? A może żyjesz w przekonaniu, że za każdym rogiem czai się wróg i atakujesz pierwsza? Te mechanizmy autosabotażu są popularne, chociaż nieświadome. Odkryj je.
Każdy z nas na świat patrzy w sposób szczególny – inaczej interpretuje wydarzenia, działania ludzi, okoliczności. To nasza postawa, która w znaczącym stopniu decyduje o tym, co przydarza się nam w życiu. Gdy w dużej mierze opiera się na lęku, zaczynamy się sabotować. Czyli ograniczać. Zawężamy swój świat, ponieważ uwarunkowania, w których żyjemy, uznajemy za negatywne. Miejsce, w którym jesteśmy, nie jawi się nam jako bezpieczne. Co wtedy robimy? Przyjmujemy różne strategie obrony, które – jak nam się wydaje – nas chronią. I może tak działają na krótką metę, ale w dłuższej perspektywie uniemożliwiają życie pełnią potencjału. Autosabotaż najczęściej jest strategią nieświadomą, ale głęboko ugruntowaną. Pod jej wpływem żyjemy jakby na autopilocie. Jak to się objawia? Powstrzymujemy się od podejmowania ryzyka. Winą za błędy obarczamy innych i niczego się nie uczymy. Jesteśmy podejrzliwi. Unikamy bliskości. Powoduje nami niekontrolowany gniew i chęć odwetu. W ten sposób blokujemy rozwój kariery, nie wchodzimy w autentyczne relacje, odcinamy się od pozytywnych emocji i nie zaznajemy w życiu szczęścia oraz spełnienia. Dobra wiadomość jest taka, że nasza postawa jest czymś plastycznym. Zmieniając ją, wyłączamy pilota autosabotażu, co sprawia że zmieniają się uwarunkowania naszego życia. Na lepsze.
Autosabotaż – unikalna soczewka
Skąd się bierze nawykowa postawa, prowadząca do szkodliwego autosabotażu? Każdy z nas widzi świat przez coś w rodzaju charakterystycznej wyłącznie dla siebie soczewki, która w określony sposób zabarwia i kształtuje nasze spostrzeżenia. Ta soczewka to właśnie nasza postawa. Słynny szwajcarski psycholog Carl Gustav Jung zdefiniował ją w następujący sposób: „Postawa to gotowość psychiki do działania lub reagowania w określony sposób. Posiadanie postawy oznacza gotowość na coś sprecyzowanego, nawet jeśli nieuświadomionego […]”. W praktyce wygląda to tak, że każdego dnia nasz umysł reaguje na tysiące bodźców z otoczenia i w zależności od sposobu zaprogramowania naszego mózgu, nasze reakcje są różne. Każdy z nas ma na przykład inną skłonność do odczuwania smutku, inaczej odbieramy sygnały wywołujące to uczucie. Jeśli ktoś jest nadmiernie podejrzliwy, będzie w mimice innych osób szukał ostrzegawczych lampek, znamionujących oszustwo czy manipulację. Osoba bez tego sabotującego programu a to za bardziej ufna częściej będzie dostrzegać pozytywne nastawienie do siebie.
Autosabotażu nigdy nie jesteśmy do końca świadomi, ale wyraźnie odczuwamy jego skutki w formie ogólnego nastroju czy ogólnie pojętego wewnętrznego pejzażu emocjonalnego. Możemy nazwać go depresją, wrogością, poczuciem niepewności, entuzjazmem, duchem przygody… Nastroje, oczywiście, się zmieniają, ale mamy dość ustalony sposób postrzegania i interpretowania świata. Zwykle dysponujemy jedną, dwiema głównymi emocjami, mamy dostęp do kilku stanów emocjonalnych. To jest nasza postawa. Osoba typu depresyjnego będzie przeżywała chwile radości, ale częściej smutku i rezygnacji. Z kolei ktoś, kogo wypełnia wrogość, zwykle będzie atakował, dając upust swojej złości, niż czuł wobec innych życzliwość, chociaż w jego otoczeniu z pewnością będą osoby, obdarzone przez niego sympatią.
Przyczyny autosabotażu
Postawa, która charakteryzuje nas przez całe życie, ma kilka źródeł. Po pierwsze przychodzimy na świat z pewnymi skłonnościami uwarunkowanymi genetycznie, które na przykład bardziej kierują nas w stronę empatii, chciwości czy rywalizacji. Po drugie, w kształtowaniu naszej postawy istotną rolę odgrywają najwcześniejsze doświadczenia wyniesione z relacji z matką i ojcem. Jeśli na przykład mamy autorytarnych rodziców, jesteśmy wobec siebie bardziej surowi i bardziej krytycznie nastawieni do wszystkiego, co widzimy. Równie ważne są doświadczenia, które z wiekiem zdobywamy poza kręgiem rodzinnym – chodzi tu o nauczycieli, mentorów, rówieśników. Negatywne, traumatyczne przeżycia mają oddziaływanie hamujące – zamykają na wszystko, co ewentualnie mogłoby zmusić nas do ponownego doświadczenia cierpienia. Jeśli przykładowo zraniono nas odrzuceniem, wchodzimy w relacje, w których nie jesteśmy akceptowani. Postawa nieustannie kształtowana jest przez to, co nam się przydarza. Ale im coś wcześniej zostanie zaprogramowane, tym jest bardziej trwałe. Postawa wpływa nie tylko na naszą percepcję życia, ale warunkuje nasze zdrowie, relacje z ludźmi, sukcesy. Postawa ma samospełniającą się dynamikę.
Czarne scenariusze czy różowe okulary?
Postawy występują w wielu odmianach i odcieniach, ale możemy je klasyfikować w dwóch grupach: negatywne i ograniczające oraz pozytywne i ekspansywne. Osoby z postawą negatywną wykazują skłonność do działania z pozycji lęku przed życiem. Podświadomie ograniczają to, co widzą i czują, żeby mieć więcej kontroli nad tym, co je spotyka. Pozytywna postawa oznacza mniej lękliwe nastawienie i większą otwartość na nowe doświadczenia, idee i emocje. Zazwyczaj widzimy świat w obiektywie bardziej zamkniętym lub bardziej otwartym.
Rozwój osobisty, rozumiany jako zyskiwanie samoświadomości, w przypadku autosabotażu polega na zauważeniu własnej postawy i tego, w jaki sposób kształtuje ona nasz punkt widzenia. Wcale nie jest to łatwe, bo w codziennym życiu trudno ją zaobserwować. Można sobie pomóc autorefleksją, zadawaniem pytań. Czy ludzi częściej oceniam negatywnie czy pozytywnie? Czy winię innych, czy jestem samokrytyczny? W jaki sposób podchodzę do zmian? Cechuje mnie bardziej wielkoduszność czy małostkowość, chytrość czy hojność? Koi mnie rutyna czy przełamuję ją, szukając ekscytacji i nieprzewidywalności?
Kiedy już wyczuwamy konstrukcję naszej postawy, jej pozytywny lub negatywny rys, zyskujemy większą moc, by ją zmienić. Pomaga wiara w moc zmieniania uwarunkowań, które hamują i ograniczają. Lepiej mieć poczucie, że jest się aktywnym graczem, który dowolnie kształtuje przebieg gry oraz jej zasady niż pionkiem w tej grze, zwanej życiem. Przecież to my decydujemy, czy jesteśmy podekscytowani nową przygodą, czy sparaliżowani ze strachu. Czy mamy dość siły woli, żeby pokonać chorobę, czy się jej poddać. Czy porażkę uznamy na naukę i motywację, żeby się podnieść, czy podcięcie skrzydeł. Kształtowanie naszej postawy nie należy pozostawiać przypadkowi.
Rodzaje autosabotażu
Robert Greene, światowy autorytet w dziedzinie strategii władzy i manipulacji, w książce „Prawa natury człowieka” opisuje pięć najbardziej typowych rodzajów postawy ograniczającej. Często stykamy się z ich kombinacjami, z których każda napędza pozostałe. Warto rozpoznawać ich symptomy zarówno u siebie, jak i innych. U źródła tych postaw leżą słabość i nadwrażliwość, które pochodzą z wczesnego dzieciństwa. Kiedy świat jawi się jako przerażający, wykształcamy w sobie różne mechanizmy obronne, które zapewniają ucieczkę przed innymi punktami widzenia niż tymi powodowanymi strachem. Negatywne rodzaje autosabotażu sprawiają, że coraz bardziej jesteśmy zaabsorbowani sobą. Oczekujemy, że wydarzy się coś złego i chowamy się przed światem i doświadczeniami, które mogłyby poszerzyć nasze horyzonty i dać szerszą skalę odczuwania i działania. Z wiekiem taka postawa staje się coraz bardziej zakorzeniona i zawęża się tak, że rozwój psychiczny staje się prawie całkiem niemożliwy.
AUTOSABOTAŻ WROGOŚCIĄ
Postawa ta przynosi złudzenie, że świat jest pełen niebezpieczeństw. Żeby go kontrolować, ludzie żyjący na tym rodzaju autopilota sami stają się źródłem wrogości. W ten sposób chcą kontrolować i pokonać wyimaginowanego przeciwnika. Wrogość z zewnątrz przestaje być wówczas przypadkowa i nagła. Ludzie, którymi rządzi taka postawa, atakują pierwsi, żeby nie zostać zaatakowanymi. Są mistrzami stymulowania gniewu i frustracji u innych, wszczynają konflikty, by udowodnić sobie, że świat jest nieprzyjazny i niebezpieczny. Dysponują wieloma sztuczkami wywołującymi wrogość, którą skrycie wobec siebie odczuwają. Jak wyprowadzają ludzi z równowagi? Na przykład notorycznie się spóźniają, są aroganccy i się wywyższają, nie radzą sobie z obowiązkami, a robią to wszystko w sposób bezczelny i agresywny. Oczywiście budzi to złość, ale oni nigdy nie uznają, że przyczynili się do wywołania tej reakcji. Wrogość przenika wszystko, co robią. Prowokują kłótnie zapierając się, że mają rację, podteksty ich żartów są perfidne, przyjemność sprawia im krytykowanie innych oraz ich porażki, z chciwością domagają się uwagi. Szybko wpadają w gniew, a ich życie jest pasmem walk, zdrad, prześladowań, które inicjują. Innym narzucają swoje wrogie uczucia, chcą być przez nich krzywdzeni, żeby wziąć odwet i dać upust nieokiełznanej złości.
W kontaktach z takimi ludźmi nie warto odpowiadać antagonizmem, którego oczekują – czyli nie dawać się sprowokować. Neutralność ich dezorientuje i przestają grać w swoją wrogą grę. Złość, którą zarażają, tylko ich napędza.
Remedium na taką postawę jest wzbudzanie w sobie pozytywnych emocji względem innych – zamiast ich zwalczać, lepiej zakładać, że mają dobre zamiary. W ten sposób szybciej się dostrzeże, że źródło wrogości tkwi w nas samych.
Zarządzanie gniewem w 7 krokach
AUTOSABOTAŻ LĘKIEM
Tacy ludzie w każdej sytuacji, w jakiej się znajdują, oczekują wystąpienia wszelkich możliwych trudności i przeszkód. Spodziewają się krytyki, zdrady, niepowodzeń i boją się tego, zanim cokolwiek złego zdąży się stać. Tym, czego się obawiają najbardziej, jest utrata kontroli nad sytuacją. Rozwiązaniem według nich jest ograniczanie liczby zdarzeń, w których biorą udział i zakresu ich działań. Coraz bardziej wycofują się, a ich świat staje się przez to coraz bardziej zawężony. Te osoby wydają się kruche i wymagające szczególnej uwagi. Bywa, że lękliwą postawę kryją pod płaszczykiem troski i uczuciowości. Obezwładniają nadopiekuńczością. Jawnie okazują swoją słabość, by innych zniechęcić do krytykowania. Zadowalają innych i przypochlebiają się, by uniemożliwić nieprzyjazne zachowania. Często wchodzą w rolę ofiary, manipulując, by świat funkcjonował na ich warunkach, nie strasząc ich jeszcze bardziej niż się boją. W relacjach często tak naprawdę pociągają za sznurki zakulisowo. Ale poza domem stają się rozdrażnione. Ich życiem rządzi chaos.
W kontaktach z ludźmi powodowanymi lękiem warto dążyć do zapewnienia im poczucia ukojenia, a nie podsycania strachu. Ale też lepiej wykazywać się postawą asertywną, kiedy zaczynają manipulować słabością. Najlepiej promieniować wobec nich spokojem.
Najlepszym remedium na lęk jest kreowanie okoliczności, których najbardziej się boimy. Tylko w ten sposób można odkryć, że obawy są nieuzasadnione.
AUTOSABOTAŻ DEPRESJĄ
Źródłem tej postawy jest brak miłości i szacunku okazywanego przez rodziców w dzieciństwie. Coraz większa słabość i bezbronność, w którą wpadają osoby sabotujące się depresją, mają wzbudzić w otoczeniu siłę i opiekuńczość, których kiedyś potrzebowały, a której nie zaznały. Zajmij się mną, pomóż mi, pokochaj mnie – zdają się wołać. Wszystko to dzieje się oczywiście podświadomie, ale poczucie bycia bezwartościowym jest realne i warunkuje życie tych ludzi. W głębi duszy wstydzą się tego, kim są, i tak naprawdę nie wiedzą, dlaczego tak się czują. Od życia oczekują poczucia porzucenia, straty i smutku, wyłapują okazje, żeby czuć się przygnębionymi. Przyciągają ciemne strony życia. Depresyjność wytwarzają sami, bo towarzyszące jej uczucia znają i mogą mieć pod kontrolą. Żywią przekonanie, że świat i tak jest ponurym miejscem, więc można się z niego wycofać, ograniczając kontakty z ludźmi, a izolacja tylko napędza ich depresję. Jeśli nawet uda im się osiągnąć jakiś sukces, w głębi duszy czują, że na niego nie zasługują. Mnożą przeszkody, by zarzucić działania i popaść w ulubiony marazm. Przyciągają do siebie ludzi, którzy okazują się pomocni i trudno im potem wycofać się bez poczucia winy. Jednak w końcu to się wydarza, bo osoby depresyjne zaczynają ich zniechęcać i ranić, żeby znowu czuć osamotnienie i przygnębienie, a także przeżywać chwile dojmującego smutku. Ich poziom energii obniża się.
Osoby, która wykazuje się postawą depresyjną, nie należy przekonywać, że życie jest piękne, tylko subtelnie wciągać w pozytywne doświadczenia, by poprawić jej nastrój i podnieść energię.
Sposobem, żeby się tak nie sabotować, jest ukierunkowanie na pracę, zwłaszcza twórczą, w której można wykorzystać wrażliwość i spektrum depresyjnych odczuć. Warto też uświadomić sobie, że nastroje depresyjne są czymś przemijającym, jeśli się ich nie podsyca izolacją.
AUTOSABOTAŻ ODCZUWANIEM URAZY
Przyczyną tej postawy jest brak uwagi w dzieciństwie. Osobom, które nawykowo czują urazę, towarzyszy poczucie rozczarowania i nieusatysfakcjonowania. Wydaje im się, że nigdy nie doświadczają uznania, na jakie zasługują. Doszukują się w twarzach innych braku szacunku i lekceważenia, tropią zniewagi, na które się oburzają (ale nie wybuchając otwartym gniewem, tylko tłumiąc go w sobie), a potem już na zawsze trzymają zimną urazę. Ludzie ci są na ogół ostrożni i kontrolują własne emocje. Poczucie niesprawiedliwego traktowania w nich narasta, powodując coraz bardziej dotkliwe cierpienie. Nie tak łatwo zapominają doznane krzywdy i w odpowiednim momencie dokonują zemsty, używając taktyk pasywnej agresji. Mszczą się, ale w sposób niejawny. W poczuciu krzywdy wszędzie widzą prześladowców. Czasami udaje im się dojść do władzy, wtedy są okrutni i mściwi, bo w końcu mogą dać upust swoim urazom. Można ich rozpoznać po arogancji, pogardzie i lekceważącym uśmieszku, a także szybkich niesprawiedliwych osądach.
W kontaktach z takimi ludźmi, lepiej zachować ostrożność, ponieważ mogą sprawiać wrażenie miłych, ale tak naprawdę oceniają nas pod kątem potencjalnych zniewag, jakie moglibyśmy im zafundować. Ich zaufanie zdobywa się powoli, by uśmierzyć podejrzenia. Niemniej jednak im dłużej się z takimi osobami przebywa, tym większe jest niebezpieczeństwo, że jednak znajdą oni powód do odczuwania urazy, a ich reakcja może być okrutna. Jeśli to możliwe, lepiej takich ludzi unikać.
Tendencje sabotowania się urazą można rozładowywać, pozwalając sobie na krótkotrwały oczyszczający gniew. Warto też sobie uświadomić, że inni ludzie częściej są obojętni wobec otoczenia, a nie zainteresowani jakąś podjazdową wojną. Remedium na urazę jest przestać brać wszystko do siebie.
AUTOSABOTAŻ UNIKANIEM
Kompleksy, wątpliwości dotyczące własnych kompetencji i inteligencji bywają przyczyną wiecznej ucieczki. Osoby, które sabotują się unikaniem, dorastały w atmosferze krytyki i wymagań, którym nie były w stanie sprostać. Dlatego w dorosłym życiu boją się odpowiedzialności i wyzwań, które mogłoby postawić pod znakiem zapytania ich poczucie własnej wartości. Żyją w przekonaniu, że jakkolwiek by się nie starały i tak kogoś zawiodą i narażą się na osąd. Dlatego nieustannie poszukują dróg ucieczki – rzucają kolejne ścieżki kariery, rozstają się, przeprowadzają z miejsca na miejsce. Bywa dość często, że wpadają w alkoholizm lub inne nałogi. Marnują czas, zbyt późno przystępują do działania, mają mierne wyniki, ale twierdzą, że to nie jest ich wina. Nigdzie się nie angażują i nie pozostają zbyt długo, żeby się nie wydało, że niewiele – w ich mniemaniu – potrafią. Lepiej wymknąć się i podtrzymać iluzję, że na pewno byliby świetni, tyle że… ich już nie ma i nie można tego sprawdzić. Sukcesu boją się także z powodu zobowiązań, którym mogą nie sprostać. Takich ludzi można rozpoznać po tym, że gardzą ambicjami, osiągnięciami, prestiżem. Tak przynajmniej głoszą, mają doskonałą autoreklamę, ale ich CV nie prezentuje się najlepiej. Przede wszystkim wszędzie są na chwilę, więc nie zdołają wiele osiągnąć.
Wchodzenie w relacje z uciekinierem grozi tym, że w najmniej oczekiwanym momencie zostaniemy na lodzie, często będąc zmuszonymi, żeby odwalić za niego ciężką robotę. Lepiej też nie wierzyć w ich przechwałki.
Receptą na wieczną ucieczkę jest załatwienie czegoś do końca, pełne zaangażowanie się i podjęcie się wyzwania. W ten sposób samoocena wzrośnie i stanie się to naturalną motywacją do coraz większych osiągnięć.
redakcja insi